piątek, 24 stycznia 2014

Story of my life.

Brak komentarzy:
Dziś będzie pół muzycznie, pół życiowo. W sumie bardziej życiowo. Ale nie ważne. Do rzeczy.
Każdy z nas ma jakąś historię. Jedni lepszą, inni gorszą. Ale tak już jest, świat nie jest idealny.
Po części swoim życiem podzielili się z nami chłopcy z One Direction :) Mowa tu o Story of My Life. Każdy zna, prawda? :)
Już wiele razy w różnych miejscach dzieliłam się publicznie z moją historią i niektóre osoby dzięki mnie przezwyciężyły swoje problemy. Te słowa, które do mnie pisały... Wow, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek uda mi się uratować komuś życie. To miłe. To wspaniałe, mieć świadomość, że tym jak żyjesz, że kiedyś obrałeś dobrą drogę - że to pomoże innym ludziom. Że zrozumieją pewne rzeczy. Dlatego dzisiaj chcę podzielić się właśnie moją historią tutaj z Wami.
2 sierpień 2007 rok. To był istny koszmar. Tego dnia mój tata wyprowadził się z domu, zostawił mnie z mamą i dwójką młodszego rodzeństwa dla innej kobiety. To był dla mnie szok, miałam wtedy zaledwie 8 lat. Miałam nadzieję, że to był tylko zły sen, że zaraz się obudzę, a tata będzie w domu. Tak się nie stało. Przez kolejne kilka miesięcy miałam nadzieję, że tata wróci, jednak pewnego dnia mama oznajmiła mi, że biorą z tatą rozwód. Wtedy zawalił mi się cały świat. Luty 2008. To właśnie wtedy rodzice wzięli rozwód. Przez kolejny rok mój stan psychiczny się pogarszał, a na początku 2009 roku popadłam w depresję. Okaleczałam się. Wolałam ból fizyczny niż psychiczny. Nikt nie potrafił mi pomóc. Z pieniędzmi było ciężko, ja nawet nie miałam przyjaciół. Aż pewnego dnia, pod koniec stycznia 2010 przeglądałam sobie YouTube i natknęłam się na "Down To Earth" Justina Biebera. Tak, tego, który dzisiaj ma problemy z alkoholem i narkotykami. Nie tego Justina pokochałam tamtego dnia. Bardzo chciałabym, żeby wrócił ten chłopak, którego pokochało miliony dziewczyn na całym świecie. Ale wracając do tematu. Rozpłakałam się, gdy usłyszałam tą piosenkę, bo wiedziałam, że ona po części opisuje moje życie. Wtedy posłuchałam "One Time" i Justin jakoś mnie zainteresował, zaczęłam czytać o jego życiu. Znalazłam, że jego rodzice się rozwiedli, gdy był mały, że nie miał pieniędzy, naśmiewali się z niego w szkole. Pomyślałam sobie wtedy "On miał życie podobne do mnie, więc dlaczego ja nie miałabym tego przezwyciężyć, jeśli on potrafił?" I tak właśnie dzięki Justinowi z czasem wyszłam całkowicie z depresji, uratował mi życie. Nauczył mnie spełniać marzenia, dążyć do celu. Nauczył mnie wierzyć.
Od początku marzyłam, żeby go zobaczyć. W końcu nastał dzień, w którym ogłoszono koncert w Polsce. Płakałam. Ale tylko dlatego, że nie było mnie stać na żaden bilet, nie miałam wystarczająco pieniędzy, do tego do Łodzi mam prawie 400 km. Nie było szans. Pomimo to miałam nadzieję. Brałam udział w każdym możliwym konkursie. Jednak nic z tego. W żadnym nie byłam na liście zwycięzców. 24 marzec, godzina 23:47. Sprawdzam maila i nagle dostaje nową wiadomość właśnie o tej godzinie. Myślałam, że to kolejna reklama, które ciągle dostaję. Jednak tytuł brzmiał "Koncert Justina Biebera". Zdziwiłam się, serce zaczęło mi mocniej bić. Otwieram, a tam wiadomość, że wygrałam bilet na koncert. Nie wyobrażacie sobie moich łez szczęścia, tej radości, że zobaczę na żywo bohatera mojego życia. Ale za chwilę nagle przypomniałam sobie, że koncert jest za niecałe 24h, a ja nie mam jak dojechać. Wtedy olśniło mnie, że moja koleżanka z klasy jedzie, więc szybko napisałam do niej czy mogę zabrać się z nią i się udało! Na koncercie oczywiście nie zabrakło łez szczęścia i tego niedowierzania, że właśnie widzę na żywo samego Justina Biebera, który nieświadomie uratował moje życie.
One Direction.
Tych pięciu debili pokazała mi moja przyjaciółka. Na początku nie robiłam sobie z nich nic wielkiego, stwierdziłam, że to następny zespół, który zaistnieje jednym singlem i słuch o nim zaginie. Jednak po kilku dniach zaczęłam szperać o nich trochę więcej i przeczytałam, że rodzice Harrego są po rozwodzie, Liam nie był lubiany w szkole, prześladowany, Niall jest bardzo wrażliwy, Louis potrafi obrócić każdą sytuację w żart, a gdy trzeba to jest poważny, to stwierdziłam, że mam z nimi coś wspólnego i właśnie to coś mnie do nich przekonało. Mimo, że z Zaynem nic wspólnego nie zauważyłam, czułam, że też jest bliski mojemu sercu. Poznałam ich dokładnie pod koniec listopada 2011. Właśnie wtedy moje życie już drugi raz stało się lepsze, miałam kolejny powód by żyć. Wcześniej nie chciałam. Po raz drugi miałam depresję, lecz dużo lżejszą niż pierwsza. Dlaczego w ogóle ją miałam? Byłam w szkole odrzucana, rodzice po rozwodzie, a ja byłam wrażliwa i bardzo to przeżywałam. Jednak mimo wszystko miałam kilka koleżanek, które były ze mną prawie cały czas, a dzięki nim potrafiłam obrócić wszystko w żart, ale z umiarem. Tak z czasem przezwyciężyłam wszystko po raz drugi i przywiązałam się do nich tak bardzo, że nic mnie nie obchodziło. Hejty ze względu, że jestem jedną z Directioners są czasem bolesne, ale nie przejmuję się tym. Wiem dlaczego jestem Directioner i to mi wystarczy.
Room 94.
Hmmm... Bycie Roomie jest naprawdę cudowne. Poznałam dzięki temu wiele wspaniałych osób, z którymi kontakt mam do dziś, przyjaźnię się z częścią tych osób. A wszystko zaczęło się 19 stycznia 2013. Siedziałam sobie na twitterze i nagle dostałam od kogoś follow. Room 94. Stwierdziłam, że to pewnie nikt ciekawy i po prostu to olałam. Jednak myśli nie dawały mi spokoju, więc musiałam sprawdzić kto to jest. Okazali się bardzo fajni, a ich piosenki wywoływały uśmiech na mojej twarzy, który pojawiał się bardzo rzadko przez pewne nieprzyjemne sytuacje w życiu. Pokochałam ich bardzo i dołączyłam do świata Roomies. Poznałam moją kochaną Paulinę, z którą założyłyśmy na facebooku Room 94 Poland i wtedy dopiero zaczęły się przygody. Już na drugi dzień miałyśmy kontakt z polską agencją chłopaków, następny dzień kontakt z Kieranem, a na trzeci dzień już wywiad z nimi przeprowadzony przez twittera. Niby wszystko pięknie, ale te skrzydła zaczęły być podcinane, gdy zaczęłam dostawać hejty, że nie jestem prawdziwą Roomie, że zostawię ich za jakiś czas, że mi się znudzą i inne gorsze. Długo zastanawiałam się czy znów chcę przez to przechodzić, czy warto znosić ból psychiczny dla czterech zwyczajnych chłopaków. Stwierdziłam, że przezwyciężę to mimo wszystko i teraz nie żałuję. Na koncercie w kwietniu usłyszałam od Kierana słowa, które umocniły mnie w przekonaniu, że warto żyć i być dla innych. Te słowa brzmiały "I love you". Stałam sobie obok chłopaków, spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam, a on jak gdyby nigdy nic powiedział "I love you". Niby trzy zwykłe słowa, ale dla mnie znaczą wiele, bo rzadko je słyszę od kogokolwiek. Pośród wielu dni wytrzymywania tych wszystkich hejtów, jedno "I love you" w dodatku od tak ważnej dla mnie osoby w życiu jest czymś naprawdę wyjątkowym. To jest lepsze niż jakaś wygrana w konkursie czy coś podobnego. "I love you" od ważnej w życiu osoby jest najlepszą nagrodą za wszystkie zwyciężone chwile cierpienia. Dzięki temu zdarzeniu zaczęłam bardziej cieszyć się z życia, inaczej patrzeć na świat. Cieszę się, że żyję, że walczyłam wytrwale i zawsze do końca. Aktualnie byłam już na pięciu koncertach Room 94 i na każdym świetnie się bawiłam. Oni są taką jakby odskocznią od mojego codziennego, niezbyt przyjemnego życia. Bardzo namieszali mi w życiu, ale to sprawia, że kocham ich jeszcze bardziej. Są kolejnym powodem, dla którego uważam, że warto spełniać marzenia.
Cody Simpson.
Jego poznałam jakoś w lipcu lub sierpniu 2010. Zaraz po Justinie. Rany jeszcze nie były dość zagojone po depresji, którą przeżyłam. Miałam jeszcze lekki dół, z którego Justin nie do końca mnie wyciągnął, bo był zbyt głęboki, ale Cody pomógł. Miałam kolejny powód do życia i dzięki niemu całkowicie zapomniałam o tej całej tragedii, która była jeszcze pół roku wcześniej.
Całe te trzy i pół roku marzę, by go przytulić, by powiedzieć mu chociaż zwykłe dziękuję. W tym roku będę miała taką okazję. Będzie w Polsce. Tylko jedno zasadnicze pytanie: Czy będę miała pieniądze na Meet&Greet? Może znów mi się poszczęści i spełnię kolejne marzenie. Wierzę, że dam radę. "Wiara potrafi widzieć dalej niż widzą oczy" :)
Tak mniej więcej wygląda moja historia. Przezwyciężyłam najgorszy ból i cierpienie. Spełniłam i nadal spełniam swoje marzenia. Wierzę w siebie. Mam przyjaciół. Cieszę się z tego co mam. Czego chcieć więcej?
Może ta historia nie jest zbyt wesoła, ale pamiętajcie: Każdy kto miał/ma chociaż podobnie - możecie to zwalczyć. Wystarczy znaleźć determinację, swój własny powód do życia. Moim byli właśnie Justin Bieber, Cody Simpson, Room 94 i One Direction :) Waszym może być Demi Lovato, Union J, Miley Cyrus, Selena Gomez czy jakikolwiek inny idol. A może nawet jakaś druga osoba z Waszego otoczenia. Przyjaciel czy druga połówka. Nie ważne kto. Jeżeli macie dla kogo żyć - walczcie dla niego.
Warto żyć, warto cieszyć się z życia. Jest to przyjemne uczucie, jeżeli tylko chcecie - dacie radę. Uwierzcie w to.
"Masz marzenia? Wierzysz?"
 "The story of my life, I take her home
I drive all night to keep her warm and time is frozen"


środa, 22 stycznia 2014

Przyjaźń.

Brak komentarzy:
Macie przyjaciół, którzy mieszkają daleko od Was? Zastanawialiście się kiedyś czy taka przyjaźń przetrwa? Czy dacie radę?
Jest to możliwe. Jeżeli naprawdę Wam na sobie zależy, ufacie sobie - przetrwacie. 
Moimi przyjaciółmi są głównie osoby, które mieszkają kilometry ode mnie. Nie wszyscy, ale w większości. Jeżeli ktoś chce to można :) Najdłuższa taka moja przyjaźń trwa odrobinę ponad 3 lata. 
Ostatnio dziwnym trafem jest temat śmierci. Wszyscy dookoła umierają albo chcą popełnić samobójstwo. Przykładem jest Madzia czy Basia. To stało się tak nagle. Zbyt szybko.
Jedna z przyjaciółek wysłała mi dzisiaj coś takiego:
Zastanawiam się jak to jest.......umrzeć. Gdy żyjesz wśród ludzi każdy jest dla Ciebie miły, dobry za twoje czyny i charakter, a gdy umrzesz kto jaki będzie w stosunku do Ciebie? Ktoś będzie o Tobie pamiętał? Ktoś będzie za Tobą tęsknił? Ktoś będzie ocierał łzy? Czy ktoś przyjedzie do Ciebie z końca Polski, aby zobaczyć Cię w tych ostatnich chwilach? Nawet niektórzy przyjaciele tak nie postąpią, dlatego licz na siebie.
Ja mogę otwarcie powiedzieć, że pojechałabym się pożegnać. Ale siłą trzeba by było mnie odciągać od trumny, a ja byłabym tam zalana łzami. Dławiłabym się nimi.
Jestem z tych osób, które przyjaciół traktują jak część siebie - umiera ktoś z nich, powoli umieram ja.
Kiedyś zmarł mój przyjaciel. Długo nie mogłam się otrząsnąć. Ale dałam radę. Wierzę, że gdzieś tam u góry czuwa i jest przy mnie cały czas. Jest moim aniołem stróżem.
Mała garstka jest takich osób, dla których poświęciłabym wszystko, żeby w tych ostatnich chwilach być przy nich. Żeby przejechać kilkaset kilometrów tylko po to, by zobaczyć ich po raz ostatni. Ale to są wyjątkowe dla mnie osoby. Bardzo się do nich przywiązałam i nie wyobrażam sobie, by nagle mogłoby ich zabraknąć w moim życiu.
W życiu jest łatwiej, gdy wiesz, że masz kogoś, na kogo możesz liczyć. Kto zawsze Cię wesprze i podniesie gdy się potkniesz. Kto będzie Cię trzymał przy życiu. A najlepiej jest, gdy Ty również jesteś taką osobą dla innych. Oczekuj od innych tego, co ty możesz zaoferować.

"Ze spokojem zamknę oczy swe.
Wiem, że zawsze staniesz obok mnie."


B.

Brak komentarzy:
Na początek chciałabym poruszyć sprawę hejtów i szacunku. Może na przykładzie młodego artysty:

Dawid Kwiatkowski

Co prawda nie należę do Kwiatonators, ale coraz bardziej mnie on do siebie przekonuje. M.in. tym nagraniem: >>KLIK<<
To kochane z jego strony, mam do niego naprawdę wielki szacunek. Moim zdaniem widać, że jest to nagrane szczerze. Z reguły jest tak, że niby wszyscy w show biznesie interesują się swoimi fanami, ale nie każdy mówi to szczerze, nie okazuje tego. Z Dawidem jest inaczej, jest w nim coś takiego, że z fanami zawsze jest blisko i pokazuje jak mu na nich zależy. 

Zmarła jedna z jego fanek. Niby nic wielkiego, jedna z wielu, prawda? Nikt by się nie przejął, przecież jest wiele innych, na niej świat się nie kończy. Ale jednak dla Dawida jest to trudna chwila, widać, że to w jakimś stopniu przeżywa. Możecie mówić, że jestem naiwna czy cokolwiek. Ale to widać. Szczerość widać. Wielki plus dla Dawida, że dla niego fani to nie tylko dojarka pieniędzy, a coś więcej. Część jego życia, część niego. Rzadko spotykam się z takimi artystami jak on. 
Już widziałam, że Beliebers znów zaczynają hejtować, że niby skopiował po JB jak cierpiał po Avalannie, że robi to dla rozgłosu. LUDZIE, NIE TYLKO BIEBER ISTNIEJE NA TYM ŚWIECIE!! Każdy ma uczucia i je okazuje. Dawid też, bo to też człowiek! Już mam dość patrzenia na hejty, bo one tylko okazują zazdrość sukcesu drugiego człowieka. Będę to tępić jak tylko mogę, bo KAŻDY zasługuje na szacunek.
 Ktoś nie zgadza się z moim zdaniem? Jeżeli potrafi to logicznie uzasadnić - proszę bardzo. Każdy ma swoje zdanie i konstruktywną krytykę umiem uszanować. Hejty już są żałosne.
 
Czasem zastanawiam się, co tacy ludzie tym osiągają. Satysfakcję? Czerpią z tego radość? Z krzywdy drugiego człowieka? Cierpienia? Już teraz nie piszę tu o przykładzie Kwiata, ale ogólnie. Po co to robić? Dowartościowują się? Polecam dobrego psychiatrę. Nigdy nie zrozumiem hejterów. Mózgi im pozjadało? Nie lubię - nie interesuję się. Tyle w temacie.